o pierwszą miłość, wyznał, że pierwszy raz zakochał się, gdy miał trzynaście lat, a adresat-ka uczuć była trochę starsza: ,,Mówiłem do niej słowami poezji Staffa, Tetmajera. A kiedy 1 Pierwsza nosiła tytuł: J. Brzechwa, Wiersze polityczne, wstęp i oprac. edyt. M. Urbańska i J. Podwysocka--Modrzejewska, Łódź 2019.
Urodzony: 15.08.1898 Zmarły: 02.07.1966. Polski poeta pochodzenia żydowskiego, autor bajek i wierszy dla dzieci, satyrycznych tekstów dla dorosłych, a także tłumacz literatury rosyjskiej. Jan Brzechwa młodość spędził na Kresach Wschodnich, podróżując ze swą rodziną.
Wyssane z palcaJan Brzechwa. Pan Wincenty ten zwyczaj miał, Że nieustannie palec ssał. Niegrzeczne dzieci z niego się śmiały: „Panie Wincenty, czy pan jest mały? Wszak to rozumie się samo przez się, Że człowiek dorosły palca nie ssie, Dziś niemowlęciu też każda niania. Ssać, proszę pana, palec zabrania,
Tutaj prezentujemy najciekawsze polskie bajki i wiersze dla dzieci. Poproś Twoją pociechę żeby narysowała ilustrację do wybranej bajki i wyślij do nas, a umieścimy ją na tej stronie! SAMOCHWAŁA autor wiersza: Jan Brzechwa. Samochwała w kącie stała I wciąż tak opowiadała: "Zdolna jestem niesłychanie, Najpiękniejsze mam ubranie,
Ян Бжехва (15.08.1898—02.07.1966) — поэт и сатирик, юрист по профессии, специалист в области авторского права. В
Wersja ANIMOWANA tutaj https://youtu.be/gwbR7N6xUsc - Tydzień - Jan Brzechwa - znane wierszyki dla dzieci czytane do poduszkiCzyta Ania Kaczortekst + obrazki
. A było to tak - anonim anonimA choćbym cię, fujareczko... - Konopnicka MariaA cup of tea - Pawlikowska-Jasnorzewska MariaA gdy przyszedł... - Pawlikowska-Jasnorzewska MariaA gdy ujrzymy się znowu - Staff LeopoldA głupiemu radość - Brzechwa JanA ja siedzę pod... - Poświatowska HalinaA ja tak sobie wieczorem - Tuwim JulianA jak poszedł król na wojnę - Konopnicka MariaA jak się łata... - Poświatowska HalinaA jeżeli - Miłosz CzesławA kiedy będziesz moją żoną - Przerwa-Tetmajer KazimierzA kiedy zmartwychpowstał - Kasprowicz JanA kto te oczy widział - Lange AntoniA może chcesz być białym niedźwiedziem - Poświatowska HalinaA my jak dzieci - Kofta JonaszA Rosołowski nie przychodzi - Waligórski AndrzejA sio, kurki - anonim anonimA ta Tola - Przybora JeremiA zapach ci poślę... - Poświatowska HalinaA-a-a kotki dwa - anonim anonimAbdykacja - Asnyk AdamAbecadło - Tuwim JulianAbecadło o chlebie - Bełza WładysławAbsynt - Lange Antoni 1 2 3 4 5 6 >
Jan Brzechwa - Jaś i MałgosiaNarrator: Posłuchajcie, oto bajka,Stara bajka-samograjka,Ale dla was, daję słowo,Wymyśliłem ją na nie znacie jej, to było tak:W małej chacie,Od ludzkich osiedli z dalaMieszkała rodzina drwalaZ czterech osób więc drwal, jego żonaI - jak to się w bajkach kleci -Było także dwoje dzieci,W waszym wieku, mniej piosenkę im poświęcę,Przysłuchajcie się piosence:Jaś:My mieszkamy w chatce chatkę las nazywamy się,Jaś i kochamy się,Jaś i Razem trzymamy się,Mamy słuchamy się,Tralala-la!Matka:Dzieci kochane, śpiewacie cudnie,Ale już minęło południe,Ojciec czeka na obiad w lesie,Dziś Małgosia kobiałkę z Jasiem we dwoje,Bo ja troszeczkę się Dlaczego puszczać ją samą?Pójdę z Małgosią, A kto mi w domu pomoże?A kto uprzątnie w oborze?A kto zamiecie w komorze?No, dobrze już. Tym razemPozwalam iść wam zresztą kobiałce jest chleb, jest mleko,A tu gorące zbaczajcie więc z drogi,Lećcie szybko jak dwa szczygły,By pierogi nie Już biegniemy, mamo droga,Pamiętamy o pierogach!Każdy ptak nam w lesie Znamy w lesie wszystkie Trala-lala, A nazywamy sięJaś i Razem trzymamy się,Jaś i Borem skradamy nie damy się,Tralala-la!Jaś: Spójrz, Małgosiu, jakieś zwierzę!Małgosia: Ojej, Jasiu, strach mnie bierze,Wszak to wilk. Jest pewno zły,Bo okropnie szczerzy jest prędszy,On po śladach nas jest panem w lesie,A gdy jeść my chce się,Idzie sobie w lasu głąb,Żeby znaleźć coś na szybko jeść -I cześć!Oto widzę jadło,Co mi z nieba jakiś smaczny kęs,Idzie para świeżych mięs,Trzeba szybko jeść -I cześć!Ruszam prosto na nie,Będę miał śniadanie,Chyba to są owce dwie,Do nich język aż się rwie,Trzeba szybko jeść -I cześć!Nie, to dzieci! Mam więc pecha!Cóż mi z dzieci za pociecha?Małgosia:Patrz, on prosto ku nam zmierza...Tak się boję tego zwierza,Uciekajmy!Wilk:Ja nie radzę,Bo choć tu sprawuję władzę,Choć mi w brzuchu burczy z głodu,Ale wilki z mego roduTym się szczycą od stuleci,Że nie krzywdzą małych i Małgosia:Dziękujemy ci, wilku, za wyrzekam się z własną zmiatajcie stąd. Do widzenia!Już nie drażnijcie mi prosto przez polanę,A ja o suchym pysku Jasiu, tędy przez knieję!Jaś:Wilk na szczęście pierogów nie je,A tato lubi je i czeka,Słyszę już jego głos z sosnę, sosnę zetnę,Będą z sosny deski świetne,Piło, rżnij, siekiero, wal,Róbcie to, co każe chodzić na wyręby,Ścinać graby, ścinać dęby,Piło, rżnij, siekiero, wal,Róbcie to, co każe drwal!Gdy spiłuję dąb wiekowy,Dąb się nada do budowy,Piło, rżnij, siekiero, wal,Róbcie to, co każe zawiozę grab do szkoły,Będą z niego piękne stoły,Piło, rżnij, siekiero, wal,Róbcie to, co każe drwal!Jaś: Przynieśliśmy, tato, kobiałkę,Lecz pierogi wystygły już są smaczne, z grzybami,A te grzyby zbieraliśmy Pierogi? A to ci dopiero!Zamachnąłem się właśnie siekierą,Zostawcie kobiałkę, zjem potem,Zmykajcie, dzieci, z powrotem,Bo tu wkoło drzazgi lecą,A ja popracuję nieco,Nie mam czasu do tato!Małgosia:Do widzenia!Drwal:Wracajcie tą dróżką na Jasiu? Śpiewa nie drozd, lecz jaka dziwna szyszkę trochę za gładka,Spójrz, to przecież czekoladka!Małgosia:Tu jest irys, tu cukierek!Jaś:Ktoś je poukładał w szereg,Jak w sklepie - taki znowu leżą ciągutki...Jaś:Wyborne...Małgosia:I słodkie Trzeba napełnić się też nie dokąd ta droga prowadzi?Bo tam dalej na odmianę,Widzę krówki tu znów inne słodycze!Jak dużo! Wprost ich nie zliczę!Marmoladki, czekoladkiRosną wprost jak leśne ci dopiero przygoda!Nie zjemy wszystkich, a szkoda!Jaś:Stój! Popatrz! Domek z piernika!Czy to sen? Nie! Domek nie popatrzeć - wszędzie piernik,Zbudował go chyba kawałek ułamię...Pyszny! Trzeba zanieść Spójrz, Małgosiu, na tę ścianę...To pierniki lukrowane,Małgosia:A z tej strony czy czujesz smak róży?Jaś:Ułamiemy kawał duży!Kiedy mama go dostanie,Będzie miała Dość długo dzieci drwala zbierały łakocieAni myśląc o powrocie,A domkiem z pierników tak były zajęte,Że dały się wziąć na właśnie czarownica zła i gniewna srodzeRozsypała słodycze na w ten sposób zwabiła Jasia i poznacie po głosie!Czarownica:Hola! Cóż to za przybłędyMają śmiałość chodzić tędy?Kto mi domek z pierników objada?O, to zuchwalstwo nie lada!Małgosia:Jasiu, słyszysz? Ładne rzeczy!Ktoś nam okropnie groźna czarownica,Cha-cha!Zna mnie cała okolica,Cha-cha!Kiedy dnieje, kogut pieje,Ja się śmiejęUcha-cha!Mam ja wilka na posługi,Cha-cha!Czy to słoty, czy szarugi,Cha-cha!Wicher wieje, z nieba leje,Ja się śmiejęUcha-cha!Piernikami dzieci nęcę,Cha-cha!Kto tu wszedł, nie wyjdzie się grzeje, żarem się Słyszysz, co ona śpiewa?Jasiu, Jasiu, będzie krewa!Czarownica: Dawno miałam na was chrapkę,Wpadliście w moją pułapkę!Droga do mnie wydawała się słodka,A czy wiece, co teraz was spotka?Jaś: Myśleliśmy, że pierniki są dla nas...Czarownica: Dobry z ciebie ananas!Małgosia: Niepotrzebnie pani się złości,Myśmy przyszli do pani w gości,A przecież ludzie w Polsce słyną z Niech nas pani wypuści!Czarownica: Wypuścić was? A juści!Zaraz w szpony was pochwycęI - poznacie czarownicę!Małgosia: Pani tylko tak straszy...Jaś: Nauczyciel w szkole naszejOd dawna uczy nas przecie,Że czarownic nie ma na Co? Tego uczą was w szkole?Ja drwić z siebie nie pozwolę!To zuchwalstwo, daję słowo!Kim więc jestem? Owcą? Krową?Czy może po prostu sową?W mojej szkole jest inaczej,Kto nie wierzy, ten trzymać was pod kluczemI upasę, i utuczę,Bo nie lubię chuderlaków -Mięso chude jest bez smaku,A w dodatku wrzucę na łopatęI pod blachą wczesnym rankiemUpiekę was z Proszę pani, ja nie wierzę!Nawet wilk, żarłoczne zwierzę,Choć był głodny, nas ma w lesie dość punkt pierwszy. A punkt drugi -Wilk jest u mnie na sidła me zastawię,On już wie, co piszczy w nawet szpetnie szczeknie,Lecz mojego łupu nie teraz już skończmy gadanie,Jako rzekłam, tak się jesteśmy dziećmi drwala,Tato jeść nas nie pozwala!Jaś:On siekierę ma ze staliI siekierą mocno on także ostrą pani życie miłe...Czarownica:Dość już! Więcej ani słowa!Klatka dla was jest hej! Mój wilku bury,Do mnie! Wysuń swe pazury,Pokaż kły zuchwałej parceI niech skończą się te zawołasz po raz drugi,Jestem już na twe wilk! Był grzeczny, gładki,Teraz wpycha nas do nie drap tak, powoli...Jaś:Delikatniej, bo ją boli!Czy to jest obyczaj wilczy?Wilk:Niech kawaler lepiej milczy,Przykro słuchać tych być pieczeń - będzie pieczeń!Czarownica:Ja zabieram klucz od klatki,A wam daję czekoladki,Marmoladki i karmelki,Strucle, ciastka, piernik wielki,Wór irysów i ciągutek -Jedzcie! By przyspieszyć skutek,Sprawiam ucztę. Na tej uczcieNależycie się utuczcie,Bo gdy wam przybędzie ciała,To ja będę jest bez jest ludożerca!Wilk:Przykro słuchać tych być pieczeń - będzie pieczeń!Czarownica:Ich mowa już mi obrzydła,Chodźmy, wilku, zastawić sidła,Pójdziemy przez bór, przez knieję,Zobaczymy, co tam się zaś, dziatki, jedzcie dużoI niech wam łakocie warzę smołę w kotleCha-cha!A jak jeżdżę, to na miotle,Cha-cha!Trzeszczą knieje, źle się dzieje,Ja się śmiejęUcha-cha!Jaś: Poszła sobie lasem-borem,Pewno wróci przed wieczorem,Słodyczami nas upasie,No i zje po pewnym ładna, niby młoda,A taka niedobra. Szkoda!Jaś:Trzeba pójść po rozum do głowy,Posłuchaj, mam plan gotowy:Zawsze noszę drut przy sobie,Z drutu różne rzeczy robię,A tym razem w sposób chytryMój drut przerobię na mi, bo drut jest grudy,Przystąpię zaraz do jest trochę za ścisła...Małgosia:Czyżby więc nadzieja prysła?Jaś:Rozsuniemy trochę kratę,Ty ciśnij na tę, ja na tę,Mocniej, mocniej! Jeszcze ździebko!Małgosia:Ty, Jasiu, rękę masz krzepką,A ja...Jaś:Pchaj łokciem, kolanem!Już teraz się tam dostanę,Jestem w zamku. Drutem kręcę...Mam trochę za krótkie ręce...Małgosia:Musisz się przecisnąć więcej!Jaś: Opór w zamku nieco słabnie...Małgosia:Ach, jak ty to robisz zgrabnie,Majster z ciebie i mądrala,Znać, że jesteś synem drwala!Jaś:Zamek zgrzytnął! Do roboty,Jeszcze tylko dwa obroty,Lecz ręka mi już omdlała...Małgosia:Będę ją podtrzymywała,Jasiu, jeszcze chwilka mała!Jaś:Wytrych znowu się obraca,Drut ostatni zatrzask maca,Wnet skończona będzie czoła pot ci spływa strugą,Trzeba wytrwać!Jaś: Już to? Czy się zamek zatkał?Nie! To już! Otwarta klatka!Małgosia:Znów jesteśmy wolni! Brawo!Uciekajmy teraz Mrok Ktoś ku nam się na pewno czarownica...Skryjmy się, bo sierp księżycaNa nas rzuca swoje uciec już to? Klatka jest otwarta?Gdzie więźniowie? Cóż, do czarta?!Pewno w kąt się gdzieś zaszyli...Odezwijc e się w tej chwili!Prędzej! Nie ma żartów ze mną,Wnet was znajdę, choć jest ciemno,Zrewiduję całą klatkę!Jaś:Patrz, Małgosiu... Mamy gratkę!Podkradnijmy się czym prędzejI zamknijmy w klatce Ciszej... Skryjmy się za idź z prawa, a ja z lewa,Cichuteńko, bez szelestu,Gdzie się podział drut mój?Małgosia:Jest tu!Jaś:No, to bierzmy się do dzieła,By nam jędza nie ruch drucianym prętem...Hops! I drzwiczki już klatce nie ma ich. A co to?O, smarkaczu! O, niecnoto!Mnie uwięzić tak szkaradnie?Ciężka na was kara spadnie!Wilku, hej! Mój wilku bury,Do mnie! Wysuń swe pazury,Ostre kły i zęby ukaż,Wilczą paszczą dzieci ukarz!Wilk:Jestem, pani czarownico,Ale tym się właśnie szczycąWszystkie wilki z mego rodu,Że choć kiszki burczą z głodu,Żaden z nich nie skrzywdzi dzieci -I tak jest już od Niech się co chce dzieje,A ja precz odchodzę, w No to koniec już zabawy!Chodźcie do mnie bez obawy,Powiem wam, jak stoją lubię zażartować -I was chciałam nasza się nie liczy:Tu jest fabryka słodyczy,Za drzewami, z tamtej strony,Widać szklane te wszystkie czekoladki,Marmoladki, raczki, krówkiSpadły dzisiaj z pracuję w magazynie,Odpowiadam, gdy coś ten to rzecz nietania,A wy właśnie bez pytaniaPozrywaliście was ukarać, smyki,Bo cudzego się nie zjada!Małgosia:Więc to była maskarada?Jaś:Więc te dziwy się nie dzieją?Małgosia:Czarownice nie istnieją?Czarownica:O tym wiecie już ze był tylko żart nim bajka jest oparta,Chyba znacie się na żartach?Jaś:No, a chatka piernikowa?Czarownica:To produkcja eksportowaDla nabywców z zagranicy,Zwie się Chatką chatki w klatki,Ładujemy je na statkiI tak właśnie w świat przez GdynięTowar nasz na zachód No a wilk, co tu, wśród sosen,Mówił do nas ludzkim głosem?Czarownica:To nie wilk, to pies po prostu,Lecz większego nieco wzrostu,Wilczur - mądry, tresowany,Czy nie znacie tej odmiany?Jaś:Lecz on gadał w waszej nie gada, tylko szczeka,A on szczekał już z Wilk się nam przewidział? Szkoda!Małgosia: Piękna była to przygoda...Jaś: No to bardzo przepraszamyMałgosia: I wracamy już do mamy!Jaś: Tato nas na pewno nam przykro, proszę pani!Czarownica: Powiem wam na pożegnanie,Żeście dzielni to każde z was dostaniePo pudełku czekoladek,A dla mamy, na wypadek,Gdyby bardzo się gniewała,Będzie ciastek torba Jaś by sam je dobrał...Małgosia: Pani dla nas taka dobra!Czarownica: Moja dobroć was zachwyca?Przecież jestem o tym - sza - nikomu!Teraz lećcie już do Do widzenie!Czarownica: Bądźcie prostu ku domowi!Jaś i Małgosia: Tak się kończy nasza nazywa się"Jaś i Małgosia."Tu już urywa się"Jaś i Małgosia."Co z bajką łączy się,To dobrze kończy
Tłumaczenie: Walter Whipple Skarżypyta „Piotruś nie był dzisiaj w szkole, Antek zrobił dziurę w stole, Wanda obrus poplamiła, Zosia szyi nie umyła, Jurek zgubił klucz, a Wacek Zjadł ze stołu cały placek.” „Któż się ciebie o to pyta?” „Nikt. Ja jestem skarżypyta.” Tattle – tongue Peter stayed home from school today, Tom made holes in his desk they say, Wendy’s place mat has a fleck, While Zosha didn’t wash her neck. Jerry lost his key, and Wally Ate up all the cake, by golly.” „Who asked you to vent your lung?” „No one: I am Tattle – Toung.” Samochwała Samochwała w kącie stała I wciąż tak opowiadała: „Zdolna jestem niesłychanie, Najpiękniejsze mam ubranie, Moja buzia tryska zdrowiem, Jak coś powiem, to już powiem, Jak odpowiem, to roztropnie, W szkole mam najlepsze stopnie, Śpiewam lepiej niż w operze, Świetnie jeżdżę na rowerze, Znakomicie muchy łapię, Wiem, gdzie Wisła jest na mapie, Jestem mądra, jestem zgrabna, Wiotka, słodka i powabna, A w dodatku, daję słowo, Mam rodzinę wyjątkową: Tato mój do pieca sięga, Moja mama – taka tęga Moja siostra – taka mała, A ja jestem – samochwała!” Braggety – Ann Braggety – Ann in the corner stood, Prasing herself, as only she could: I have talent in excess, Just look how beautifully I dress, My face is radiant with health, When I answer, I’m no fool, I get the highest marks in school, I out-sing any opera star, And ride a bike so very far, I am good at catching flies, And I know where the Wisla lies, I’m wise, petite and graceful too, And sweet and charming through and through, I give my word, because it’s true: My family is the greatest, too: My dad can reach the stovepipe tall, My mama is a butter-ball, My sister is so very small, I’m Braggety-Ann, the best of all! Entliczek-pentliczek Entliczek-pentliczek, czerwony stoliczek, A na tym stoliczku pleciony koszyczek, W koszyczku jabłuszko, w jabłuszku robaczek, A na tym robaczku zielony kubraczek. Powiada robaczek: „I dziadek, i babka, I ojciec, i matka jadali wciąż jabłka, A ja już nie mogę! Już dosyć! Już basta! Mam chęć na befsztyczek!” I poszedł do miasta. Szedł tydzień, a jednak nie zmienił zamiaru, Gdy znalazł się w mieście, poleciał do baru. Są w barach – wiadomo – zwyczaje utarte: Podchodzi doń kelner, podaje mu kartę, A w karcie – okropność! – przyznacie to sami: Jest zupa jabłkowa i knedle z jabłkami, Duszone są jabłka, pieczone są jabłka I z jabłek szarlotka, i komput [placek], i babka! No, widzisz, robaczku! I gdzie twój befsztyczek? Entliczek-pentliczek, czerwony stoliczek. A Sleigh-bell, a Fable A Sleigh-bell, a fable, a little red table, And on this red table a basket quite stable. The basket held apples, one apple had a worm Who wore a green jacket and a fresh perm. The worm said: „My parents and forefathers all Ate nothing but apples from springtime ’till fall; I’m fed up with apples,” he said with a frown, I’d like a nice beefsteak,”and set out for town. He walked for a week without changing his mind, Then entered the very first bar he could find. In bars – it is known – a tradition prevails; The waiter comes up and meny avails. The worm reads the menu, and to his dismay There’s nothing but apples in ample array: Apple strudel – apple noodles – apple cake, Apple fritters – apple critters – apple-bake, Apple stew – apple soup – apple pie, Apple this – apple that – me, oh my! Now tell me – although your intention was firm, Did you order your beefsteak, my dear little worm? Just what did you eat, then? Prey tell if you’re able. A sleigh-bell, a fable, a little red table. CHRZĄSZCZ W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie I Szczebrzeszyn z tego słynie. Wół go pyta: „Panie chrząszczu, Po co pan tak brzęczy w gąszczu?” „Jak to – po co? To jest praca, Każda praca się opłaca.” „A cóż za to pan dostaje?” „Też pytanie! Wszystkie gaje, Wszystkie trzciny po wsze czasy, Łąki, pola oraz lasy, Nawet rzeczki, nawet zdroje, Wszystko to jest właśnie moje!” Wół pomyślał: „Znakomicie, Też rozpocznę takie życie.” Wrócił do dom i wesoło Zaczął brzęczeć pod stodołą Po wolemu, tęgim basem. A tu Maciek szedł tymczasem. Jak nie wrzaśnie: „Cóż to znaczy? Czemu to się wół prożniaczy?!” „Jak to? Czyż ja nic nie robię? Przecież właśnie brzęczę sobie!” „Ja ci tu pobrzęczę, wole, Dosyć tego! Jazda w pole!” I dał taką mu robotę, Że się wół oblewał potem. Po robocie pobiegł w gąszcze. „Już ja to na chrząszczu pomszczę!” Lecz nie zastał chrząszcza w trzcinie, Bo chrząszcz właśnie brzęczał w Pszczynie. THE CRICKET In the swamps of Thistleville, A little cricket chirps at will; Much renown has come to Thistle Thanks to Mr. Cricket’s whistle. The ox inquired: „Now tell me, cricket, Why do you chirp in the thicket?” „I’ve been thus employed for ages – That is how I earn my wages.” „And just what are your wages, then?” „Why, every grove and every glen, And all the swamps and all the rills, The meadows, forests, bogs and hills, All the booklets, lakes and springs – I’m the owner of these things!” The ox then pondered pensively, „This sounds like quite the life for me.” So when he went back to the farm, He stood and bellowed by the barn In his gig booming bovine bass. Meanwhile Matt approached the place, Screaming loudly:”What’s this fuss? – Oh, it’s my ox, you lazy cuss!” „lazy, did I hear you say? Why, I’ve been singing hard all day!” „I’ll show you I can 'bellow’ too – It’s back out to the fields with you!” The ox such grueling labor met, That he was wet with beastly sweat. After work: back to the thicket, To get even with that cricket, But he had just left Thistleville To chirp in nearby Whistleville. Zadanie współfinansowane w ramach sprawowania opieki Senatu Rzeczypospolitej Polskiej nad Polonią i Polakami za granicą w 2018 roku.
Witam was koledzy po kiju na moim świeżo otwartym wpis postanowiłem poświęcić humorowi wędkarskiemu, gdyż z natury jestem bardzo wesołym człowieczkiem ( Mam też gorsze dni ale rzadko). A więc zacznijmy od tego, że każdy wędkarz powinien znać jakiś wiersz o swoim hobby, a jeśli nie to jest okazja aby się nauczyć. Tutaj macie parę wierszy Jana Brzechwy pt. „ Ryby”. Mi się podobają a kilka zapadło mi w pamięć. Mam nadzieję że wam też wpadną w ucho i zostaną w pamięci ;)Leszcz za wąsy suma szarpie. "A to śmiałość!" - rzekły karpie. "Karpie dobre są, lecz w sosie" - Odezwały się łososie. "Głupie żarty" - rzekła flądra. "Patrzcie, flądra jaka mądra, Skąd u flądry rozum taki?" - Obruszyły się szczupaki. "Cóż za dziwne obyczaje, Że okoniem szczupak staje?" - Mruknął sandacz. Więc sandacza Zbeształ okoń: "Pan uwłacza Mnie i całej mej rodzinie, Niech pan od nas precz odpłynie!" Rzekły śledzie: "Ryby rzeczne Są zazwyczaj niedorzeczne." "Każda woda im za słodka" - Przygadała śledziom płotka. Karaś milczał. Tylko kilka Jeszcze słów rzuciła kilka, A sardynki z tej rozmowy Potraciły całkiem głowy.
Noc przypływa południową aleją I prócz ludzi - nie zasmuca nikogo, Moje oczy niekochane maleją, Ale usnąć, ale zniknąć nie mogą. Pod znużoną, niepieszczoną powieką Mętne dale zamierają i giną; To do ciebie tak daleko, daleko, Moja rzewna, moja dziwna Alino. Czemu wszystko we mnie milknie i blednie, Zanim jeszcze serce niemoc swą wyzna? Co przede mną tak ukrywa bezwiednie Twoich oczu niedostępna obczyzna? W co się biedne moje słowa obleką, Gdy już wreszcie do twych głębin dopłyną? To do ciebie tak daleko, daleko, Moja rzewna, moja dziwna Alino... Za to nocą ponad twoim wezgłowiem Przelatuję ni to duch, ni to ciało, Lecz nikomu o tym nigdy nie powiem I zataję mą bezsenność zuchwałą. Pod znużoną, niepieszczoną powieką Mętne dale zamierają i giną, To do ciebie tak daleko, daleko, Moja rzewna, moja dziwna Alino... Noc odpływa niewiadomą aleją, Świt prócz ludzi - nie zasmuca nikogo, Moje oczy niekochane maleją, Ale usnąć, ale zniknąć nie mogą.
wiersz o mamie jan brzechwa